Że tak na wstępie pozwolę sobie skłamać: Dzień dobry!
Zawsze twierdziłam, że nie ma takiego czegoś jak pech albo szczęście.
Każdy mój sukces przypisywałam tylko wyłącznie sobie, a nie sprzyjającemu losowi czy przeznaczeniu. Hej, jestem człowiekiem, zostałam wyposażona w rozum i wolną wolę, więc jeśli mam ochotę pójść pobiegać, to pójdę, jeśli chcę zjeść czekoladę, to ją zjem. Dlaczego każdy mój ruch ma być częścią jakiegoś doskonałego planu, stworzonego gdzieś tam, na górze? Każde moje powodzenie, zwycięstwo i osiągnięcie było zaplanowane przez panią przędącą nić mojego życia? Przecież to w ogóle nie jest logiczne!
Ktoś wymyślił, że jeśli ciągle nic się nie udaje i życie jest ogólnie do dupy, to od razu musi być to pech. Mało tego! Ludzie w to uwierzyli.
"Trafiłem na gorszą grupę na teście z matematyki, ja to mam pecha". Nie koleś, po prostu się nie uczyłeś. "Zawsze trafię na jakiegoś beznadziejnego faceta, który rzuca mnie po miesiącu, ja to mam pecha" Nie siostro, on był po prostu idiotą. Już wiecie o co mi chodzi?
Ludzie usprawiedliwiają się pechem, szczęściem, losem i innymi duperelami w każdej sekundzie swojego życia, podczas kiedy tak naprawdę to oni są winni temu co się w nim dzieje.
Nie będę wam narzucać swoich przekonań, wierzcie w co chcecie, w porządku. Ale jeśli kiedyś wywalę się na środku chodnika, a z pomocą przybędzie mi Brad Pitt, pozwólcie mi wierzyć, że po prostu byłam w odpowiednim miejscu i czasie. A szczęście nie grało żadnej roli.
Tak przedstawia się mój światopogląd.
A przynajmniej przedstawiał.
Zwątpiłam w siebie, kiedy okazało się, że nie polecę do Paryża.
Już wyjaśniam.
Wczoraj po usłyszeniu trzech słów, zostałam najszczęśliwszą osobą na Ziemi. Skakałam, piszczałam, odtańczyłam macarenę, popłakałam się, a na końcu prawie wyleciałam przez okno. WYCIECZKA DO PARYŻA.
W nosie miałam jej cenę, a nawet to że lecimy tam samolotem. Oznajmiłam, że zbankrutuję, ośmieszę się, potnę- zrobię dosłownie wszystko, byleby się w nim znaleźć. Paryż to moje marzenie. A ta wycieczka to niepowtarzalna okazja, by je spełnić.
Niestety, moją wizję nieco zmieniła mama, która stwierdziła, że chyba upadłam na głowę. Nie ma szans, nigdzie nie lecę.
Jak się domyślacie, jedyne co mi pozostało to rzewnie zapłakać i paść na kolana. Niestety, to też nie podziało. W skrócie: mogę sobie jedynie pomarzyć i pooglądać zdjęcia wieży Eiffla z grafiki google.
Cofnijmy się o dwa miesiące. Sierpień. Mistrzostwa świata w piłce siatkowej w Polsce. Niepowtarzalna impreza, zdarzająca się raz w całym życiu. Miałam jechać na otwarcie 30 sierpnia. Od kupienia biletu dzieliła mnie sekunda. Okazało się, że nie będzie miał mnie kto zawieźć, bo skrócili tacie urlop. O JEDEN DZIEŃ. Właśnie o ten dzień, w którym miało odbyć się otwarcie mistrzostw.
Co jeszcze?
Wczoraj mi nie wyszły kredle, które od dawna są moim specjałem.
To chyba wystarczy, aby przyznać, że jednak
pech istnieje.